Oczywiście niezbyt długo;-)
W końcu mamy weekend, a ponieważ sporo osób wyjechało z akademika mogę się zaszyć w swoim pokoju i mieć chwilę dla siebie. W trakcie tygodnia zawsze jest się w ruchu - uczelnia, biblioteka, siłownia, kino, nawet kiedy wracam już do DS-u zawsze się ktoś kręci, przychodzi na kawkę, chce pożyczyć jajko czy poużalać się na swój marny, studencki żywot. Nie, żeby mi to jakoś bardzo przeszkadzało (w przeciwnym razie chyba musiałabym się przeprowadzić), ale ileż można?
I dlatego właśnie tak bardzo lubię weekendy w akademiku - jest cisza i spokój, można sobie ogarnąć uczelnianie sprawy, pisać pracę, przerabiać SuperMemo czy oglądać Desperatki;-) I taki dzień (aż dziwne, że miałam na tyle motywacji) miałam właśnie dzisiaj - zrobiłam wszystko, co sobie zaplanowałam, łącznie ze sprzątaniem i praniem, a za jakieś trzy godzinki z koleżanką z sąsiedniego akademika jedziemy na imprezę do centrum. W tym czasie zdążę sobie jeszcze przejrzeć posty BGS;-) i podreperować trochę wygląd (no w końcu też jest ważny, a na co dzień jakoś o tym zapominam).
Oby pozostałe dwa dni też były tak produktywne, bo od poniedziałku znowu zacznie się młyn i wszystko będę zostawiać... na weekend.
Czasem sobie uświadamiam, że dla większości populacji weekend jest czasem odpoczynku i spotkań ze znajomymi, ale cóż, to jest akademik, wszystko stoi na głowie więc tryb życia też jest całkowicie odwrócony.
2 komentarze:
Mam tak samo, wszystko zostawiam na weekend. A tez nie zawsze jest czas bo w koncu w tygodniu praca a w weekendy uczelnia. Ale w ten sposob uczymy sie dysponowac wlasnym czasem ;)
Doskonale Cię rozumiem! U mnie weekend też jest zawalony nauką, licencjatem i czasem nawet pracą.
Prześlij komentarz