Minął pierwszy tydzień prowadzenia bloga - a ja jeszcze nie zarzuciłam tego pomysłu, niebywałe:)
Jak się mają moje postanowienia? Na razie słabo, póki co radzę sobie chyba dopiero tylko z nauką języków - ale nad całą resztę wytrwale pracuję, na dokładniejsze podsumowania przyjdzie czas po miesiącu;)
Czytałam ostatnio dość inspirujący artykuł KLIK i zaczęłam sobie przeliczać - faktycznie, w ciągu tygodnia marnuję praktycznie cały jeden dzień na spanie do jedenastej... Nie wiem, czy lepsze jest kładzenie się spać wtedy, kiedy nasz organizm naprawdę się tego domaga, czy kiedy nadejdzie wyznaczona przez nas pora, jednak wiem, że najlepsze jest wstawanie codziennie o tej samej porze - bez względu na to, czy mam zajęcia o dziewiątej, czy wolny dzień - wtedy organizm sam się wyreguluje. Póki co postaram się wstawać codziennie około siódmej... no dobra, ósmej;) Pierwszą godzinkę po przebudzeniu przeznaczę standardowo na prysznic, śniadanko, ewentualnie wizytę w sklepie, kolejną zaś na języki - co prawda powinnam na jakiś poranny jogging, ale jest luty i moja odporność chyba na to nie pozwoli. Spróbuję się zorientować od której otwarta jest pobliska siłownia i kto w niej przebywa tuż po otwarciu (ostatnio odwiedziłam ją w godzinach wieczornych i zostałam osaczona przez watahę wielkich, erotycznie do mnie nastawionych blokersów, a jako że byłam tam chyba jedyną kobietą ważącą mniej niż 100 kg to czułam się nieco nieswojo) - jeśli wszystko będzie po mojej myśli to dwa dni w tygodniu poświęcę na poranną dawkę sportu;) Tymczasem chyba udam się na zasłużone dziś godzin snu - dobranoc i dobrej pobudki;)
0 komentarze:
Prześlij komentarz