wtorek, 16 października 2012 | By: http://klaudiablog.pl

Internety, zaległości i inne pierdoły

     Mieszkanie na akademiku ma swoje złe strony - tak, wszyscy to wiedzą, ale ostatnia "zła strona" zaskoczyła mnie niespodziewanie i boleśnie. Padły serwery (czy coś) i przez kilka dni byłam pozbawiona dostępu do internetu. Oczywiście nie był to jakiś mega problem, bo najpilniejsze rzeczy można było załatwić w pracowni na uczelni, pocztę sprawdzić na smartfonie, ale gdy dziś w końcu internet powrócił i weszłam na Remember The Milk.... o, Boże. Wszystko leży!
     Na SuperMemo miliony powtórek, nie wyrabiam się z terminami, które narzuciłam sobie w związku z projektem 2012/2013 i mam do załatwienia mnóstwo jakichś drobnych, bardziej lub mniej istotnych spraw, które całkiem wyleciały mi z głowy.

The question is... czy ja jeszcze mogę funkcjonować bez internetu???

     Zapewne tak, bo przecież przeżyłam te kilka dni, pamiętałam, żeby oddychać i się odżywiać, ale co z moim rozwojem osobistym? Co z narzuconą sobie regularnością i terminami? Co z tymi wszystkimi rzeczami, bez których miliony ludzi na świecie są szczęśliwe, a ja nie wyobrażam sobie życia?
     A może podświadomie przyjęłam brak internetu z ulgą, bo nie mogąc robić NIC mogłam w końcu poleżeć, pogapić się w sufit i siorbać herbatę? Może potrzebuję takiego resetu? Może internet w niczym nie pomaga, tylko więzi?

     No tak, wypowiedź niezwykle chaotyczna, zapewne będąca reakcją na odzyskany nagle dostęp do świata :D Ale ma jeden dość istotny cel - a mianowicie, jak radzicie sobie z brakiem internetu? Żyjecie bez niego czy egzystujecie? Pamiętacie o wszystkim na co dzień, czy też zdajecie się na elektroniczne przypominacze? Internet ułatwia wam czy utrudnia rozwój osobisty?

5 komentarze:

Anonimowy pisze...

hehe internet w akademiku, sama się przekonałam na własnej skórze co to:) Ja nie korzystam ze stron które przypominają mi o obowiązkach, większość rzeczy spisuje w notatniku bądź w pliku excel, znalazłam fajny kalendarz w excelu i z niego korzystam :) oczywiście strony do nauki języków nie zawsze funkcjonują, ale wtedy robię coś z książki bądź czytam po prostu:) pozdrawiam!

Jyotika pisze...

Ja tez ostatnio wpadlam w te pulapke. Wszak spisuje wszystko do zrobienia w kalendarzu i zeszycie rozwojowym (jakos nie przekonalam sie do RTM) to wszystko jest podporzadkowane internetowi i kiedy go zabraklo - wszystkie plany legly w gruzach! Nie majac przygotowanego zadnego planu zapasowego, nie wiedzialam w co wlozyc rece i po prostu siedzialam i gapilam sie w sufit jak to ladnie ujelas... Co z reszta tez posrednio opisalam w poniedzialkowym poscie "Backup plan" - http://thoughtcanbechanged.blogspot.com/ ... Trzeba wziac sie za siebie i nauczyc sie zorganizowac sobie zajecia tak, jakby internetu nie bylo :P

Paweł Zieliński pisze...

Ah ten internet... :)A co by było gdyby wyłączyli go całkiem? :D
Ale lepiej, tak nie myśleć.

młody pedagog pisze...

We wrześniu nie miałam internetu przez półtora tygodnia - wtedy, gdy zamierzałam go wykorzystać na maksa. Też mnie później pogoniły terminy, kursy internetowe robiłam na ostatnią chwilę, ale... Przez te półtora tygodnia sięgnęłam w końcu do książek, które przez 2 lata czekały na półce na swoją kolej. :)

Pola Zas pisze...

Mądry Polak po szkodzie :D Warto zrobić sobie backup wszystkiego i uczyć się języków nie tylko przez Internet :D

Prześlij komentarz